wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 6 "Nigdy więcej"



Nigdy więcej

Mimowolnie ruszyłam w dół ku postaci wilka. Ten jednak cofał się do lasu. W końcu uciekł. Stałam teraz na jego starym miejscu i starałam się wyczuć jego zapach. Był bardzo intensywny, ale nie uważałam jak reszta rodziny, że wilki śmierdzą. Pobiegłam za tropem i oddalałam się stopniowo od wzniesienia. W końcu trop się urwał. Jakby wilk zapadł się pod ziemie. To nierealne, ale po prostu zanikł. Rozejrzałam się uważnie po okolicy. Nie wiedziałam pojęcia, co to za miejsce.
- Jacob? – Powiedziałam, ale chyba sama do siebie. Postanowiłam wracać tropem wilka, jednak ten często się przeplatał, a byłam pewna, że biegłam za nim po prostej. Postanowiłam jakoś wejść na drzewo i zobaczyć okolicę. Gałęzie często się łamały, jednak choć moja zwinność odstawała od zwinności reszty Cullenów, to udało mi się osiągnąć cel. Stałam w górnej partii drzewa silnie do niego przywierając. Szukałam charakterystycznego wzniesienia. Po mojej lewej nic takiego nie było. Lekko obróciłam się  i kilka odłamków kory spadło na ziemię. Nie chciałam żeby coś takiego spotkało i mnie. Spojrzałam i zauważyłam pagórek. Ucieszona zeszłam z drzewa. Koniec plątania się po lesie!- krzyknęłam do siebie w myślach. Ruszyłam w kierunku w którym zobaczyłam znany mi obiekt. Minęłam piękne rozłożyste drzewo, otoczone równo zaroślami. Kiedy ruszyłam dalej, widziałam też  wiele tworów natury... To krzaki jak gdyby ułożone wielkością, wiele połyskujących pajęczyn, to rozłożyste drzewo otoczone krzaczkami. Zaraz... to drzewo już mijałam. Oznaczało to jedno...
- Chodzę w kółko! – wrzasnęłam sama do siebie. Zaczęłam płakać, sama z siebie. Nie chciałam ronić łez w sytuacji, w której potrzebny był zdrowy rozsądek, ale nie umiałam tego zatrzymać. Nim się  zorientowałam, siedziałam oparta o jakieś drzewo, głośno łkając.  Nim się spostrzegłam – straciłam świadomość. Coś na podobieństwo snu.
- Spokojnie... – melodyjnie szeptał mi do ucha niosąc mnie przez las. Szedł bardzo ostrożnie, uważał też, żeby było mi wygodnie. Szedł tak szybkim tempem i w końcu delikatnie przytulił. Pachniał bardzo intensywnie.
- Będzie dobrze Nessie. – powiedział kładąc mnie na ziemi. Miałam krzyknąć „ Jake, co tutaj się dzieje” , ale nie byłam w pełnej świadomości. Nie wiem jak nazwać stan, w którym się znajdowałam.
*                        *                 *                       *                       *                      *                        *
- Ness, halo ! – Alice była bardzo przestraszona. – Czemu leżysz w lesie, obok odbywającej się imprezy ?
-Aaahh..- powoli odzyskiwałam pełną świadomość. Nie mogłam im powiedzieć o Jacobie. Nie mogłam nawet o tym myśleć, bo zauważyłam jak rodzice biegną w moją stronę.
- Co tutaj się dzieje? – mama była przerażona.
- Po prostu wyczułam zwierzynę – zmyślałam. – Byłam bardzo głodna i musiałam się posilić. Jednak zrobiło mi się słabo kiedy wracałam...
- Nigdy więcej nie chódź do lasu bez uprzedzenia! – tata był zły, ale nie wyczytał niczego konkretnego z moich myśli. Dotknęłam jego policzka i pokazałam mu jak gonie dwie sarenki. Co prawda, to było wspomnienie sprzed paru dni, ale on o tym nie wiedział. W odpowiedzi lekko się uśmiechnął i dodał. – Zrozumiano ?
- Tak, nigdy więcej. – przytaknęłam od niechcenia.
- A teraz wracajmy już do domu, jeżeli źle się czujesz. – Bella jak zawsze troskliwa.
- Alice, przepraszam. – rzuciłam.
- Za co Ty mnie przepraszasz? Kochanie, nie twoja wina.. – uśmiechnęła się i przytuliła mnie serdecznie. Było mi głupio, bo ona to wszystko zorganizowała a ja uciekłam „za zwierzyną”.
Kiedy dopadłam mojego wygodnego łóżka, żadna siła nie mogła mnie z niego wydostać. Szybko odpłynęłam...
- Haha, wyglądasz dość śmiesznie! – Emmet natychmiastowo mnie obudził.
- Co ? – wrzasnęłam. Przyłożyłam rękę to twarzy. Gdy tak pochłaniał mnie sen, którego nie pamiętam,Emm dorobił mi wąsy z bitej śmietany.
- Do twarzy Ci było ! – krzyknął, gdy zdejmowałam śmietanę ręką.
- Tobie też będzie!- Krzyknęłam i momentalnie przyłożyłam mu uklejoną rękę do twarzy.
- O, Reness wstałaś ! – Ross weszła do pokoju, gdzie odbywała się bitwa z Emmetem.
- Co się stało ? –zapytałam niczego konkretnego nie pamiętając.
- Na imprezie urodzinowej pobiegłaś do lasu za zwierzyną. – powiedziała. Ach.... więc taką wersje zdarzeń im przedstawiłam.
- Ile spałam ?- wydusiłam.
- Wystarczająco.- puściła mi oczko i pociągnęła za ucho Emmeta za sobą wychodząc.
- Przestań ! – słyszałam tylko zza drzwi. Emmet nie lubił, kiedy Rosallie wyprowadzała go w ten sposób.
- Renesmee, jak się czujesz? – tym razem wparowała mama i uściskała mnie.
- Dobrze, w sumie dobrze. – rzuciłam. – Tylko nęka mnie coś...
- Co takiego ? –wydawała się być zaniepokojona.
- Mamo, odpowiesz? – upewniałam się.
- No jasne, dla Ciebie wszystko. – odpowiedziała.
- Mamo... kim dokładnie jest Jacob i dlaczego wydaje mi się, że był kimś ważnym? – wydusiłam. Mama spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem i przygryzła wargę.
- No dobrze... mam zamiar Ci to w końcu powiedzieć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz