sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 4 "Forks"



Forks

Kiedy wyszliśmy z domu dziadka, podekscytowani wpadliśmy jak burza, do własnego, starego domu. Biegłam tam co sił. Chodząc po salonie, stęsknioną dłonią zmazywałam grubą warstwę  kurzu z mebli. Krążąc tak jak zahipnotyzowana, dotarłam do źródła wspomnień. Usiadłam i zaczęłam grać. Na tym samym, choć teraz zakurzonym fortepianie. Tę samą piosenkę, której tata uczył mnie, kiedy byłam młodsza. Łzy zaczęły spadać jedna po drugiej, na klawisze, tworząc w ten sposób świetny duet muzyczny, z dźwiękami wydobywającymi się z instrumentu. Nagle wspomnienie spadło na mnie, jak grom z jasnego nieba...
„- Zagraj jeszcze raz... – poprosił mnie chłopak i uśmiechnął się zachęcająco
- Jacob, kiedy ja już gram tę melodie dziesiąty raz! – Uśmiechnęłam się do niego.
- Tak, wiem. Każdy  jest bardziej cudowny od poprzedniego. – Westchnął
Dlaczego go nie pamiętam ? Przecież to było parę lat temu... Byłam mała tak niedawno... Tak wielu rzeczy nie rozumiem. Jacob... Jacob... mogłabym przysiąc, że znam to imię, że słyszę jego głos. Jednak wszystkie wspomnienia były takie niewyraźnie. Zanikały gdzieś, miały sporo luk. Pamiętam wszystko, prócz Jake. Doskonale pamiętam każdą chwilę spędzoną w tym domu.                                                                          Ruszyłam w stronę gabinetu dziadka, który zawsze mierzył mnie i wszystko pilnie zapisywał. Na samo wspomnienie uśmiechnęłam się, ale też zdruzgotałam. Nie cierpiałam tego ciągłego mierzenia. Jednak, kiedy stanęłam przy miarce... znowu uroniłam parę łez.
- Już się rozklejasz ? – Mój dowcipny wujek Emmet nie mógł odpuścić. Zapłacił za to sójką w bok.
Spojrzałam na rodzinę , która z uśmiechami na twarzach i jak sądzę wspomnieniami w głowach błądziła po domu. Bywałam tu co rok (po Świątecznej kolacji u dziadka), ale zazwyczaj nie wchodziłam do środka. Mama spojrzała na tatę porozumiewawczo i szybko wybiegli z domu. Wiedziałam dokąd biegną  i postanowiłam pójść w ich ślady.
- Edward... – Usłyszałam jak mama pląta się w tym, co ma zamiar przekazać tacie. – Może powinniśmy jej o tym powiedzieć?
- Cii... – tata natychmiastowo odwrócił się w moją stronę. Słyszał moje myśli, więc wiedział, że za nimi stoję. Było mi głupio, że tak ich nachodzę.
- Córciu, co Ty tutaj robisz? – powiedziała Bella w pośpiechu. Chyba dopiero po wypowiedzianych słowach zrozumiała, że przyszłam odwiedzić dom, w którym mieszkaliśmy we trójkę. Na jej ustach zagościł grymas.
- Chciałam zobaczyć dom, to wszystko.- Odpowiedziałam, ale zdecydowanie za szybko. Moim zdaniem wyglądało to podejrzanie. Przecież nie szłam za  nimi, żeby ich podsłuchać.
- Spokojnie, wcale Cię nie oskarżamy – rzekł tata z promiennym uśmiechem. Jego głos rozbrzmiewał po lesie. Rozejrzałam się po tym znanym mi krajobrazie lasu. To tutaj przeżywałam pierwsze chwile... Poczułam się głodna. Spojrzałam na rodziców i porozumiewawczo skinęłam głową w kierunku lasu.
- To jak, idziecie? – Posłałam im słodki uśmieszek, któremu nie mogli się oprzeć.Minęła sekunda, już spragniona biegłam przed siebie.
Wracaliśmy powoli, ciesząc się swoim towarzystwem. Postanowiłam to wykorzystać.
- Nie zależało mi na podsłuchiwaniu, jak wiecie. – zmieszałam się. – Ale chciałabym wiedzieć, czy rozmawialiście o mnie i czy macie przede mną jakąś... tajemnice. – Na wypowiedziane prze ze mnie słowa Tata się skrzywił. Wiedział, że nie wymiga się od odpowiedzi.
- Renesmee, tak. Chodziło o Ciebie. – Myślał, że jego odpowiedź mnie usatysfakcjonuje.
Masz mi coś do powiedzenia ? – przekazałam mu w myślach. Wiedziałam, że dokładnie je penetruje właśnie w tym momencie.
- Obiecuję, że wszystko Ci powiemy. – spojrzał na Belle. Miała takie smutne oczy, chyba nie chciała, żebym się dowiedziała o ich tajemnicy. – Ale nie teraz. – dodał Edward.
- A więc kiedy ? – rzuciłam.
- Przyjdzie czas, kiedy nie  będzie innej opcji. Wtedy Ci wszystko powiem, gwarantuję. – Mama popatrzyła na mnie troskliwie.
- Czy ten moment nie może być... teraz ? – zapytałam podirytowana. Nie usłyszałam odpowiedzi, ale tata wyraził swoją dezaprobatę  cichym warknięciem.
W domu poradna Alice już prawie wszystko zaplanowała, porozdzielała obowiązki i wydzieliła miejsce dla każdego mebla. Zawsze taka była. Zorganizowana i bardzo niecierpliwa. Weszliśmy progiem, tym, którym wchodził zapewne Jacob. Zauważyłam dziwne spojrzenie taty.Ach.. no tak, mój zdolny ojczulek przeczesywał mi myśli niczym pole. Musiałam przestać myśleć o Jake, co było bardzo trudne. Czułam, że jakaś cząstka mnie go pragnie i chcę do niego uciec. Cząstka ta miota się we mnie, rośnie i wzbiera siły. Zaczęłam myśleć, o przeprowadzce.
- Renesmee, musisz wybrać. – Alice i ten jej chochlikowy głosik zawsze raziły ucho. – A więc... możesz mieszkać z nami tutaj, albo w tamtym domu z rodzicami. To jak ? – zapytała. Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Czułam, że rozrywam się na pół.
- Spokojnie Ness. Nikt tu się nie obrazi. – rzucił Emmet, a moje kąciki ust mimowolnie uniosły się. Jego ton mówienia był jednocześnie taki radosny i denerwujący.
- Damy Ci czas. A póki co odpocznij po podróży. – Rosalie wskazała na sofę w salonie. O tak, byłam bardzo zmęczona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz