Forks
Kiedy wyszliśmy z domu dziadka, podekscytowani wpadliśmy
jak burza, do własnego, starego domu. Biegłam tam co sił. Chodząc po salonie,
stęsknioną dłonią zmazywałam grubą warstwę
kurzu z mebli. Krążąc tak jak zahipnotyzowana, dotarłam do źródła
wspomnień. Usiadłam i zaczęłam grać. Na tym samym, choć teraz zakurzonym
fortepianie. Tę samą piosenkę, której tata uczył mnie, kiedy byłam młodsza. Łzy
zaczęły spadać jedna po drugiej, na klawisze, tworząc w ten sposób świetny duet
muzyczny, z dźwiękami wydobywającymi się z instrumentu. Nagle wspomnienie spadło
na mnie, jak grom z jasnego nieba...
„- Zagraj jeszcze
raz... – poprosił mnie chłopak i uśmiechnął się zachęcająco
- Jacob, kiedy ja
już gram tę melodie dziesiąty raz! – Uśmiechnęłam się do niego.
- Tak, wiem. Każdy jest bardziej cudowny od poprzedniego. –
Westchnął”
Dlaczego go nie pamiętam ? Przecież to było parę lat
temu... Byłam mała tak niedawno... Tak wielu rzeczy nie rozumiem. Jacob...
Jacob... mogłabym przysiąc, że znam to imię, że słyszę jego głos. Jednak
wszystkie wspomnienia były takie niewyraźnie. Zanikały gdzieś, miały sporo luk.
Pamiętam wszystko, prócz Jake. Doskonale pamiętam każdą chwilę spędzoną w tym
domu.
Ruszyłam w stronę gabinetu dziadka, który zawsze mierzył mnie i wszystko
pilnie zapisywał. Na samo wspomnienie uśmiechnęłam się, ale też zdruzgotałam. Nie cierpiałam tego ciągłego mierzenia. Jednak, kiedy stanęłam przy miarce...
znowu uroniłam parę łez.
- Już się rozklejasz ? – Mój dowcipny wujek Emmet nie mógł
odpuścić. Zapłacił za to sójką w bok.
Spojrzałam na rodzinę , która z uśmiechami na twarzach i
jak sądzę wspomnieniami w głowach błądziła po domu. Bywałam tu co rok (po
Świątecznej kolacji u dziadka), ale zazwyczaj nie wchodziłam do środka. Mama
spojrzała na tatę porozumiewawczo i szybko wybiegli z domu. Wiedziałam dokąd
biegną i postanowiłam pójść w ich ślady.
- Edward... – Usłyszałam jak mama pląta się w tym, co ma
zamiar przekazać tacie. – Może powinniśmy jej o tym powiedzieć?
- Cii... – tata natychmiastowo odwrócił się w moją stronę.
Słyszał moje myśli, więc wiedział, że za nimi stoję. Było mi głupio, że tak ich
nachodzę.
- Córciu, co Ty tutaj robisz? – powiedziała Bella w
pośpiechu. Chyba dopiero po wypowiedzianych słowach zrozumiała, że przyszłam
odwiedzić dom, w którym mieszkaliśmy we trójkę. Na jej ustach zagościł grymas.
- Chciałam zobaczyć dom, to wszystko.- Odpowiedziałam, ale
zdecydowanie za szybko. Moim zdaniem wyglądało to podejrzanie. Przecież nie
szłam za nimi, żeby ich podsłuchać.
- Spokojnie, wcale Cię nie oskarżamy – rzekł tata z
promiennym uśmiechem. Jego głos rozbrzmiewał po lesie. Rozejrzałam się po tym
znanym mi krajobrazie lasu. To tutaj przeżywałam pierwsze chwile... Poczułam
się głodna. Spojrzałam na rodziców i porozumiewawczo skinęłam głową w kierunku
lasu.
- To jak, idziecie? – Posłałam im słodki uśmieszek,
któremu nie mogli się oprzeć.Minęła sekunda, już spragniona biegłam przed
siebie.
Wracaliśmy powoli, ciesząc się swoim towarzystwem.
Postanowiłam to wykorzystać.
- Nie zależało mi na podsłuchiwaniu, jak wiecie. –
zmieszałam się. – Ale chciałabym wiedzieć, czy rozmawialiście o mnie i czy
macie przede mną jakąś... tajemnice. – Na wypowiedziane prze ze mnie słowa Tata
się skrzywił. Wiedział, że nie wymiga się od odpowiedzi.
- Renesmee, tak. Chodziło o Ciebie. – Myślał, że jego
odpowiedź mnie usatysfakcjonuje.
Masz mi coś do
powiedzenia ? – przekazałam mu w myślach. Wiedziałam, że dokładnie je
penetruje właśnie w tym momencie.
- Obiecuję, że wszystko Ci powiemy. – spojrzał na Belle.
Miała takie smutne oczy, chyba nie chciała, żebym się dowiedziała o ich
tajemnicy. – Ale nie teraz. – dodał Edward.
- A więc kiedy ? – rzuciłam.
- Przyjdzie czas, kiedy nie będzie innej opcji. Wtedy Ci wszystko powiem,
gwarantuję. – Mama popatrzyła na mnie troskliwie.
- Czy ten moment nie może być... teraz ? – zapytałam
podirytowana. Nie usłyszałam odpowiedzi, ale tata wyraził swoją
dezaprobatę cichym warknięciem.
W domu poradna Alice już prawie wszystko zaplanowała,
porozdzielała obowiązki i wydzieliła miejsce dla każdego mebla. Zawsze taka
była. Zorganizowana i bardzo niecierpliwa. Weszliśmy progiem, tym, którym
wchodził zapewne Jacob. Zauważyłam dziwne spojrzenie taty.Ach.. no tak, mój
zdolny ojczulek przeczesywał mi myśli niczym pole. Musiałam przestać myśleć o Jake, co było bardzo trudne. Czułam, że jakaś cząstka mnie go pragnie i chcę
do niego uciec. Cząstka ta miota się we mnie, rośnie i wzbiera siły. Zaczęłam
myśleć, o przeprowadzce.
- Renesmee, musisz wybrać. – Alice i ten jej chochlikowy
głosik zawsze raziły ucho. – A więc... możesz mieszkać z nami tutaj, albo w
tamtym domu z rodzicami. To jak ? – zapytała. Nie miałam pojęcia co
odpowiedzieć. Czułam, że rozrywam się na pół.
- Spokojnie Ness. Nikt tu się nie obrazi. – rzucił Emmet,
a moje kąciki ust mimowolnie uniosły się. Jego ton mówienia był jednocześnie
taki radosny i denerwujący.
- Damy Ci czas. A póki co odpocznij po podróży. – Rosalie
wskazała na sofę w salonie. O tak, byłam bardzo zmęczona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz