wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 6 "Nigdy więcej"



Nigdy więcej

Mimowolnie ruszyłam w dół ku postaci wilka. Ten jednak cofał się do lasu. W końcu uciekł. Stałam teraz na jego starym miejscu i starałam się wyczuć jego zapach. Był bardzo intensywny, ale nie uważałam jak reszta rodziny, że wilki śmierdzą. Pobiegłam za tropem i oddalałam się stopniowo od wzniesienia. W końcu trop się urwał. Jakby wilk zapadł się pod ziemie. To nierealne, ale po prostu zanikł. Rozejrzałam się uważnie po okolicy. Nie wiedziałam pojęcia, co to za miejsce.
- Jacob? – Powiedziałam, ale chyba sama do siebie. Postanowiłam wracać tropem wilka, jednak ten często się przeplatał, a byłam pewna, że biegłam za nim po prostej. Postanowiłam jakoś wejść na drzewo i zobaczyć okolicę. Gałęzie często się łamały, jednak choć moja zwinność odstawała od zwinności reszty Cullenów, to udało mi się osiągnąć cel. Stałam w górnej partii drzewa silnie do niego przywierając. Szukałam charakterystycznego wzniesienia. Po mojej lewej nic takiego nie było. Lekko obróciłam się  i kilka odłamków kory spadło na ziemię. Nie chciałam żeby coś takiego spotkało i mnie. Spojrzałam i zauważyłam pagórek. Ucieszona zeszłam z drzewa. Koniec plątania się po lesie!- krzyknęłam do siebie w myślach. Ruszyłam w kierunku w którym zobaczyłam znany mi obiekt. Minęłam piękne rozłożyste drzewo, otoczone równo zaroślami. Kiedy ruszyłam dalej, widziałam też  wiele tworów natury... To krzaki jak gdyby ułożone wielkością, wiele połyskujących pajęczyn, to rozłożyste drzewo otoczone krzaczkami. Zaraz... to drzewo już mijałam. Oznaczało to jedno...
- Chodzę w kółko! – wrzasnęłam sama do siebie. Zaczęłam płakać, sama z siebie. Nie chciałam ronić łez w sytuacji, w której potrzebny był zdrowy rozsądek, ale nie umiałam tego zatrzymać. Nim się  zorientowałam, siedziałam oparta o jakieś drzewo, głośno łkając.  Nim się spostrzegłam – straciłam świadomość. Coś na podobieństwo snu.
- Spokojnie... – melodyjnie szeptał mi do ucha niosąc mnie przez las. Szedł bardzo ostrożnie, uważał też, żeby było mi wygodnie. Szedł tak szybkim tempem i w końcu delikatnie przytulił. Pachniał bardzo intensywnie.
- Będzie dobrze Nessie. – powiedział kładąc mnie na ziemi. Miałam krzyknąć „ Jake, co tutaj się dzieje” , ale nie byłam w pełnej świadomości. Nie wiem jak nazwać stan, w którym się znajdowałam.
*                        *                 *                       *                       *                      *                        *
- Ness, halo ! – Alice była bardzo przestraszona. – Czemu leżysz w lesie, obok odbywającej się imprezy ?
-Aaahh..- powoli odzyskiwałam pełną świadomość. Nie mogłam im powiedzieć o Jacobie. Nie mogłam nawet o tym myśleć, bo zauważyłam jak rodzice biegną w moją stronę.
- Co tutaj się dzieje? – mama była przerażona.
- Po prostu wyczułam zwierzynę – zmyślałam. – Byłam bardzo głodna i musiałam się posilić. Jednak zrobiło mi się słabo kiedy wracałam...
- Nigdy więcej nie chódź do lasu bez uprzedzenia! – tata był zły, ale nie wyczytał niczego konkretnego z moich myśli. Dotknęłam jego policzka i pokazałam mu jak gonie dwie sarenki. Co prawda, to było wspomnienie sprzed paru dni, ale on o tym nie wiedział. W odpowiedzi lekko się uśmiechnął i dodał. – Zrozumiano ?
- Tak, nigdy więcej. – przytaknęłam od niechcenia.
- A teraz wracajmy już do domu, jeżeli źle się czujesz. – Bella jak zawsze troskliwa.
- Alice, przepraszam. – rzuciłam.
- Za co Ty mnie przepraszasz? Kochanie, nie twoja wina.. – uśmiechnęła się i przytuliła mnie serdecznie. Było mi głupio, bo ona to wszystko zorganizowała a ja uciekłam „za zwierzyną”.
Kiedy dopadłam mojego wygodnego łóżka, żadna siła nie mogła mnie z niego wydostać. Szybko odpłynęłam...
- Haha, wyglądasz dość śmiesznie! – Emmet natychmiastowo mnie obudził.
- Co ? – wrzasnęłam. Przyłożyłam rękę to twarzy. Gdy tak pochłaniał mnie sen, którego nie pamiętam,Emm dorobił mi wąsy z bitej śmietany.
- Do twarzy Ci było ! – krzyknął, gdy zdejmowałam śmietanę ręką.
- Tobie też będzie!- Krzyknęłam i momentalnie przyłożyłam mu uklejoną rękę do twarzy.
- O, Reness wstałaś ! – Ross weszła do pokoju, gdzie odbywała się bitwa z Emmetem.
- Co się stało ? –zapytałam niczego konkretnego nie pamiętając.
- Na imprezie urodzinowej pobiegłaś do lasu za zwierzyną. – powiedziała. Ach.... więc taką wersje zdarzeń im przedstawiłam.
- Ile spałam ?- wydusiłam.
- Wystarczająco.- puściła mi oczko i pociągnęła za ucho Emmeta za sobą wychodząc.
- Przestań ! – słyszałam tylko zza drzwi. Emmet nie lubił, kiedy Rosallie wyprowadzała go w ten sposób.
- Renesmee, jak się czujesz? – tym razem wparowała mama i uściskała mnie.
- Dobrze, w sumie dobrze. – rzuciłam. – Tylko nęka mnie coś...
- Co takiego ? –wydawała się być zaniepokojona.
- Mamo, odpowiesz? – upewniałam się.
- No jasne, dla Ciebie wszystko. – odpowiedziała.
- Mamo... kim dokładnie jest Jacob i dlaczego wydaje mi się, że był kimś ważnym? – wydusiłam. Mama spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem i przygryzła wargę.
- No dobrze... mam zamiar Ci to w końcu powiedzieć...

wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdział 5 "Urodziny"



Urodziny

Nigdy nie jest za późno. Tak mówią ludzie dobrej myśli i Ci, którzy potrzebują trafności tego stwierdzenia. Będąc małą dziewczynką, musiałam chwytać każdy dzień, taki jaki jest mi dany.  Każdego dnia w lustrze widziałam inną twarz, inną postać. Mała Nessie miała do wykorzystania mniej dni, niż inne normalne dzieci. Musiała gonić, za wykorzystaniem każdej swojej postaci, każdego wieku. Wtedy bardzo często było za późno. Jednak już dzisiaj mogę przekładać wszystko na później. To moje „ósme” urodziny, ale fizycznie i psychicznie mam 17 lat.Taka już zostanę. Na nic nie będzie dla mnie za późno.
- Jesteś tam? – Rosalie lekko mną potrząsnęła. Ach, no tak. Usnęłam u nich na kanapie.
- No jasne. – Puściłam oczko cioci, ta się tylko uśmiechnęła.
- Wiesz jaki dzisiaj dzień? – Wydawała się szeptać. – Na moje życzenia czas przyjdzie potem, ale radzę Ci uważać na Alice. Nakręciła się jak wariatka na twoje ósme urodziny.
- Wiedziałam, że tak będzie. Czy Alice coś planuje ? – zapytałam, chociaż byłam przekonana, że ciocia Alice coś przygotuje.
- Nie była by sobą, gdyby przepuściła taki dzień. – Rosalie zaśmiała się. Potem ciocia szybko zmieniła temat. – Zdecydowałaś, gdzie chcesz mieszkać ?
- Szczerze mówiąc, nie mam zielonego pojęcia. – rzuciłam. Nie lubię trudnych decyzji.
Po krótkiej wymianie zdań z ciocią, postanowiłam pójść do rodziców. Niestety ich nie zastałam. Pewnie są na polowaniu.  Ruszyłam w stronę swojego dawnego pokoju z wielkim uśmiechem. Jeżeli miałabym zamieszkać właśnie tu, to trzeba by było go odmalować. Koniecznie ! Nie lubię koloru różowego, który wręcz opływał ten pokój. Ach... te stare zabawki. Cała masa, bo przecież moje ciotki nie mogły pozwolić, żeby jakiś zabrakło. Moje spojrzenie przyciągnęła cała kolekcja albumów ze zdjęciami. Na każdym ja z rodziną. Zdjęcia był pełne radości i takie serdeczne. Aż zachciało mi się śmiać. Nagle mój wzrok przykuło kartonowe pudełko nieudolnie poklejone taśmą i wepchnięte za albumy. Popatrzyłam na nie podejrzliwie. Czemu ktoś miał chować jakieś rzeczy w pudełku ?
- Zobaczmy...- mój głos zahuczał w domu. Panowała taka cisza, że nawet cichy szept wydawał się być donośnym krzykiem. Zaczęłam rozpakowywać zawartość kartonu. Powolnym ruchem nożyczek rozcięłam taśmę i z niedowierzaniem spojrzałam na wnętrze kartonu.
- Album ? – Zapytałam sama siebie. Nie spodziewałam się w tak odrzucającym pudełku, tak pięknego i ozdobnego albumu. Dlaczego był schowany ?
- Ness, jesteś tutaj ? Czuć Twój zapach już na zewnątrz ! – głos mamy był ostatnią rzeczą jaką chciałam usłyszeć w tym momencie. Pośpiesznie wepchnęłam album do torby i schowałam pudełko na swoje miejsce.  Za żadną cenę nie mogłam teraz myśleć o tym, co znalazłam. Wiedziałam, że tata jest z mamą i że penetruje zawzięcie moje myśli. Myślałam więc o moich urodzinach.
- Już wróciliście? – wymusiłam uśmiech.
- We własnej osobie. – Tata uśmiechnął się szeroko i zaczął opowiadać, co takiego dziś udało mu się upolować
- Renesmee, zdecydowałaś się, gdzie chcesz mieszkać? – zapytała Bella.
- Tak. Nie chcę was urazić... ale jednak zostanę u reszty rodziny. – Nie wiedziałam jakiej spodziewać się reakcji.
- Nessie, w porządku. Nie uraziłaś nas. To dobrze, że kochasz swoją rodzinę. – Tata objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
Rozpakowywanie zaczęłam niebawem. Będę mieszkać w starym pokoju mojego taty. Ten pokój jest śliczny, taki przejrzysty. Rzecz jasna, musiałam tu wstawić jakieś łóżko, bo jaka jedyna w tej rodzinie potrzebuje snu. Tak się zapędziłam, że zapomniałam o tajemniczym albumie  ze starego pokoju.
- Zobaczmy. – powiedziałam do siebie cichutko. Na tyle cicho, że zgraja wampirów na dole nie mogła tego usłyszeć. Otworzyłam na pierwszej stronie. Moim oczom ukazał się wielki napis „ Dla Nessie”. Przewróciłam kartkę na drugą stronę. Nie mogłam uwierzyć.
- Jacob.- powiedziałam i momentalnie zakryłam sobie usta rękom. Zdjęcie przedstawiało mnie i Jacoba na tle lasu. Wszystkie kolejne były podobne. Ależ byłam mała... Jake to trzymał mnie na rękach, to siedziałam mu na barkach. Na którejś stronie natrafiłam na zdjęcie Jacoba w postaci wilka i mnie siedzącej na nim. Ostatnie przedstawiało Jake wynurzającego się z wody i małej mnie do niej wchodzącej. Chłopak był bardzo dobrze zbudowany i jak na każdym zdjęciu uśmiechnięty. Nie mogłam uwierzyć. Skoro... skoro spędziłam z nim tyle chwil, czemu go nie pamiętam ? Czemu ledwo co przypomina mi się jakiekolwiek wspomnienie z nim?
- Renesmee, chodź ! – Emmet wpadł tak niezapowiedzianie. Na szczęście zdążyłam rzucić albumem za łóżko. Normalnie by to zauważył, ale był zbyt podekscytowany. Ruszyłam za nim.
Przed domem zebrała się cała moja rodzina. Pełno balonów, terpentyn i innych ozdób, zapewne sprowadzonych tutaj przez Alice. Wszyscy jednym głosem krzyknęli „Sto lat”
- Uspokójcie się... Nie trzeba było ! –Nie lubiłam takich imprez, które kręciły się wokół mnie.
Wszyscy zaczęli składać mi życzenia i wręczać jak dla mnie niepotrzebne prezenty. Każdy lubi coś dostawać, co prawda, ale ja wole dawać niż otrzymywać. Jednakże bardzo ucieszyłam się z nowych ubrań od ciotek, Laptopa od wujków , nowej komórki od dziadków i co najlepsze skutera od rodziców. Stał on na pojeździe  i aż zachęcał do jazdy.
- Jak Ci się podoba ? – rzuciła Alice wskazując na zorganizowane przez nią ozdoby.
- Świetne. – uśmiechnęłam się.
- Chodź ze mną. – pociągnęła mnie za rękę i razem z resztą rodziny pobiegliśmy przez las. Chwile potem zatrzymaliśmy się na dość wysokim wzniesieniu, którego nie kojarzę. Otaczał je las, a one jakby lgnęło do nieba. Całkowicie wyrwane od rzeczywistości.
- Szukaliśmy tego miejsca dość długo. – przyznał się Jasper. – Jak Ci się podoba ?
- Jest... fantastycznie. – uznałam.
Po chwili Emm puścił muzykę i zaczęliśmy tańczyć. Zauważyłam ławostoły położone na niższym wybrzuszeniu wzniesienia, a obok obszerny barek. To miejsce zostało stworzone do imprez takich jak ta. Wszystko idealnie się komponowało. Słońce zaczęło zachodzić.
- Jak tu pięknie.. – westchnęłam. Mówiłam samą prawdę. Cudowne miejsce.
Muzyka rozbrzmiewała wokoło. Moje oczy powędrowały w dół wzniesienia. Nie mogłam uwierzyć. Wśród drzew stał rdzawobrązowy wilk i bacznie mi się przyglądał. To był ten wilk z ukrytego albumu. Tak, to był Jacob.

sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 4 "Forks"



Forks

Kiedy wyszliśmy z domu dziadka, podekscytowani wpadliśmy jak burza, do własnego, starego domu. Biegłam tam co sił. Chodząc po salonie, stęsknioną dłonią zmazywałam grubą warstwę  kurzu z mebli. Krążąc tak jak zahipnotyzowana, dotarłam do źródła wspomnień. Usiadłam i zaczęłam grać. Na tym samym, choć teraz zakurzonym fortepianie. Tę samą piosenkę, której tata uczył mnie, kiedy byłam młodsza. Łzy zaczęły spadać jedna po drugiej, na klawisze, tworząc w ten sposób świetny duet muzyczny, z dźwiękami wydobywającymi się z instrumentu. Nagle wspomnienie spadło na mnie, jak grom z jasnego nieba...
„- Zagraj jeszcze raz... – poprosił mnie chłopak i uśmiechnął się zachęcająco
- Jacob, kiedy ja już gram tę melodie dziesiąty raz! – Uśmiechnęłam się do niego.
- Tak, wiem. Każdy  jest bardziej cudowny od poprzedniego. – Westchnął
Dlaczego go nie pamiętam ? Przecież to było parę lat temu... Byłam mała tak niedawno... Tak wielu rzeczy nie rozumiem. Jacob... Jacob... mogłabym przysiąc, że znam to imię, że słyszę jego głos. Jednak wszystkie wspomnienia były takie niewyraźnie. Zanikały gdzieś, miały sporo luk. Pamiętam wszystko, prócz Jake. Doskonale pamiętam każdą chwilę spędzoną w tym domu.                                                                          Ruszyłam w stronę gabinetu dziadka, który zawsze mierzył mnie i wszystko pilnie zapisywał. Na samo wspomnienie uśmiechnęłam się, ale też zdruzgotałam. Nie cierpiałam tego ciągłego mierzenia. Jednak, kiedy stanęłam przy miarce... znowu uroniłam parę łez.
- Już się rozklejasz ? – Mój dowcipny wujek Emmet nie mógł odpuścić. Zapłacił za to sójką w bok.
Spojrzałam na rodzinę , która z uśmiechami na twarzach i jak sądzę wspomnieniami w głowach błądziła po domu. Bywałam tu co rok (po Świątecznej kolacji u dziadka), ale zazwyczaj nie wchodziłam do środka. Mama spojrzała na tatę porozumiewawczo i szybko wybiegli z domu. Wiedziałam dokąd biegną  i postanowiłam pójść w ich ślady.
- Edward... – Usłyszałam jak mama pląta się w tym, co ma zamiar przekazać tacie. – Może powinniśmy jej o tym powiedzieć?
- Cii... – tata natychmiastowo odwrócił się w moją stronę. Słyszał moje myśli, więc wiedział, że za nimi stoję. Było mi głupio, że tak ich nachodzę.
- Córciu, co Ty tutaj robisz? – powiedziała Bella w pośpiechu. Chyba dopiero po wypowiedzianych słowach zrozumiała, że przyszłam odwiedzić dom, w którym mieszkaliśmy we trójkę. Na jej ustach zagościł grymas.
- Chciałam zobaczyć dom, to wszystko.- Odpowiedziałam, ale zdecydowanie za szybko. Moim zdaniem wyglądało to podejrzanie. Przecież nie szłam za  nimi, żeby ich podsłuchać.
- Spokojnie, wcale Cię nie oskarżamy – rzekł tata z promiennym uśmiechem. Jego głos rozbrzmiewał po lesie. Rozejrzałam się po tym znanym mi krajobrazie lasu. To tutaj przeżywałam pierwsze chwile... Poczułam się głodna. Spojrzałam na rodziców i porozumiewawczo skinęłam głową w kierunku lasu.
- To jak, idziecie? – Posłałam im słodki uśmieszek, któremu nie mogli się oprzeć.Minęła sekunda, już spragniona biegłam przed siebie.
Wracaliśmy powoli, ciesząc się swoim towarzystwem. Postanowiłam to wykorzystać.
- Nie zależało mi na podsłuchiwaniu, jak wiecie. – zmieszałam się. – Ale chciałabym wiedzieć, czy rozmawialiście o mnie i czy macie przede mną jakąś... tajemnice. – Na wypowiedziane prze ze mnie słowa Tata się skrzywił. Wiedział, że nie wymiga się od odpowiedzi.
- Renesmee, tak. Chodziło o Ciebie. – Myślał, że jego odpowiedź mnie usatysfakcjonuje.
Masz mi coś do powiedzenia ? – przekazałam mu w myślach. Wiedziałam, że dokładnie je penetruje właśnie w tym momencie.
- Obiecuję, że wszystko Ci powiemy. – spojrzał na Belle. Miała takie smutne oczy, chyba nie chciała, żebym się dowiedziała o ich tajemnicy. – Ale nie teraz. – dodał Edward.
- A więc kiedy ? – rzuciłam.
- Przyjdzie czas, kiedy nie  będzie innej opcji. Wtedy Ci wszystko powiem, gwarantuję. – Mama popatrzyła na mnie troskliwie.
- Czy ten moment nie może być... teraz ? – zapytałam podirytowana. Nie usłyszałam odpowiedzi, ale tata wyraził swoją dezaprobatę  cichym warknięciem.
W domu poradna Alice już prawie wszystko zaplanowała, porozdzielała obowiązki i wydzieliła miejsce dla każdego mebla. Zawsze taka była. Zorganizowana i bardzo niecierpliwa. Weszliśmy progiem, tym, którym wchodził zapewne Jacob. Zauważyłam dziwne spojrzenie taty.Ach.. no tak, mój zdolny ojczulek przeczesywał mi myśli niczym pole. Musiałam przestać myśleć o Jake, co było bardzo trudne. Czułam, że jakaś cząstka mnie go pragnie i chcę do niego uciec. Cząstka ta miota się we mnie, rośnie i wzbiera siły. Zaczęłam myśleć, o przeprowadzce.
- Renesmee, musisz wybrać. – Alice i ten jej chochlikowy głosik zawsze raziły ucho. – A więc... możesz mieszkać z nami tutaj, albo w tamtym domu z rodzicami. To jak ? – zapytała. Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Czułam, że rozrywam się na pół.
- Spokojnie Ness. Nikt tu się nie obrazi. – rzucił Emmet, a moje kąciki ust mimowolnie uniosły się. Jego ton mówienia był jednocześnie taki radosny i denerwujący.
- Damy Ci czas. A póki co odpocznij po podróży. – Rosalie wskazała na sofę w salonie. O tak, byłam bardzo zmęczona.

piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 3 "Tajemnice"



Tajemnice

"Siedziałam na łące... Było tak pięknie, niebo nie miało żadnej skazy. Delikatny wiatr rozwiewał moje brązowe, długie loki, a promienie słońca głaskały bladą cerę. Naglę wzmógł się wiatr... Rozejrzałam się dokładnie. Wśród drzew otaczających łąkę stał potężny wilk. Patrzył na mnie złowrogo. Przestraszona zaczęłam biec. Nie mogłam. Byłam po szyję zakopana w listach. Każdy taki sam, każdy od niego. Każdy od Jacoba. I jedna tylko treść „Nie zapomnę Cię. Zawsze jedyną myślą w mojej głowie będziesz Ty i tylko Ty. Wszystko inne spada na drugi plan, Ciebie mam wciąż przed oczami. Mam nadzieje , że choć Twoja malutka cząstka mnie pamięta.”
Kiedy się obudziłam, coś krępowało moje ruchy. A.. no tak. Pasy bezpieczeństwa. Przecież byliśmy w drodze do Forks. Do miasta, gdzie tak wiele się wydarzyło. Obok mnie siedziała Bella. Troskliwie na mnie spojrzała. Zauważyła , że obudziłam się  przestraszona. Postanowiłam zapytać, o ten list, który nie dawał mi spokoju.
- Mamo. – zaczęłam, spostrzegając , że Edward nie jedzie z nami. Ucieszyłam się, miałam bowiem swoje myśli dla siebie. – Wczoraj, kiedy się pakowałam znalazłam to... – Wyciągnęłam ze spodni skrawki listu, ułożyłam sobie na kolanach i odczytałam jego treść. Właściwie do połowy, bo wtedy mama wyrwała mi kartkę.
- Skąd to masz? – warknęła. – Byłam pewna, że to wyrzuciłam.
- Mamo, co to ma być ? Czemu niejaki Jake obiecuje że będzie mnie pamiętał ? Czemu list jest w takim stanie ? – Przypomniała mi się myśl sprzed wyjazdu „ Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi”...
-Nessie, słuchaj. – zauważyłam zmartwienie na jej twarzy. – Jake.. Jacob to członek sfory z La Push. – Przygryzła wargę. Skoro Jake był wilkiem... to by wyjaśniało wilka z mojego snu. Tylko dlaczego przed nim uciekałam ? Czy Jacob był zły ?
- Rozumiem. – Nie chciałam już pytać, dlaczego piszę do mnie takie listy i dlaczego pojawił się w moim wspomnieniu. Odwróciłam się przodem do okna i zasnęłam. Wiedziałam, że od mamy za wiele nie wyciągnę, chociaż byłam uparta. W prawdzie nie spałam za długo, bo niebawem zbudził mnie krzyk Emmeta:
- Wstawaj, królewno na ziarnku grochu. – Zaczął się śmiać. – Jesteśmy na miejscu.
- Z tego co wiem, księżniczki nie budzi się w taki sposób. – Jego humor mi się udzielił. Byliśmy na miejscu. Miałam zacząć nowe życie. Może pójdę do szkoły ? W końcu już nie rosnę w tak szaleńczym tempie. W prawdzie, już nie rosnę. Moje życie będzie teraz wyglądać... tak samo. Każdy dzień, nie przyniesie większej zmiany.
- Tak, tak. Pośpiesz się! – Jego głos znowu wyrwał mnie z myślenia. Szliśmy wszyscy powoli w stronę domu Charliego, gdzie dziadka jak już wiedziałam nie było. Wpadliśmy tam, aby zobaczyć to, co już i tak opisywała Edwardowi Rosalie telefonicznie. Mianowicie wyważone drzwi i bałagan na parterze. Piętro pozostało w nienaruszonym stanie. Bella wbiegła do swojego dawnego pokoju, rzuciła się na łóżko. Myślę, że gdyby mogła płakać, już by to robiła.

Rozdział 3 z punktu widzenia Belli

- Pojadę z Jasperem, Ty porozmawiaj z Renesmee. Wiem, że nie lubi mojej obecności przy waszych rozmowach... – Powiedział do mnie Edward i mocno mnie uściskał.Zupełnie zapomniał chyba, że mogę rozłożyć swoją tarczę, niczym bańkę mydlaną nad głową Ness.
 Wsiadłyśmy do samochodu. Usiadłam na tyłach obok Nessie, która prawie od razu odpłynęła. Volvo kierował Emmet , na miejscu pasażera siedziała Rosalie. Chociaż nie przepadała za mną wcześniej, odkąd urodziłam Renesmee dokładnie mnie rozumie. Byłaby wspaniałą matką. Szkoda, że los nie dał jej takiej szansy. Doskonale znałam jej tragiczną historię i dziękuje losu, że na czas została zmieniona. Życie bez Ross to nie życie.
- Mmmh... – Ness zaczęła się wiercić. Właśnie teraz przydałaby się umiejętność mojego męża. Od razu byśmy wiedzieli, co śni się naszej córce. Od niej samej nie oczekiwałam, że zechce mi opowiedzieć. Zaczęła się przebudzać.
- Mamo. – dziewczyna przeciągnęła się i rozejrzała po samochodzie. - Wczoraj, kiedy się pakowałam znalazłam to – Wyciągnęła jakieś papierki z kieszeni i zaczęła je układać na kolanach. Zaczęła czytać:
-  Droga Renesmee – lekko się zmieszała - Nie zapomnę Cię. Zawsze jedyną myślą w mojej głowie będziesz Ty i ... – nie pozwoliłam jej skończyć. Ten list przebijał mnie na wylot. Córka spojrzała na mnie z
nieukrywanym zdziwieniem.W końcu niespodziewanie wyrwałam jej ten list.
- Skąd to masz? – Mój ton mógł urazić Ness. Byłam zdziwiona. – Byłam pewna, że to wyrzuciłam. – dodała. Ten list przyszedł kiedyś od Jacoba.. do niej. Ale ja nie mogłam pozwolić, żeby go odczytała!
- Mamo , co to ma być ? Czemu niejaki Jake obiecuje że będzie mnie pamiętał ? Czemu list jest w takim stanie ? – wykrzyczała Ness. Ona nic nie wiedziała. To wszystko łączy się z Bruce’m. Ale to nie czas, żeby mówić jej, że wykorzystaliśmy dar Bruca , żeby dość nieudolnie wymazać z jej głowy wspomnienia związane z wilkołakiem.
-Nessie, słuchaj. – powiedziałam spokojnie. Córka patrzyła na mnie całkiem skołowana. Nie dziwie jej się,przecież nie wiedziała tak naprawdę, co się z nią dzieje. – Jake.. Jacob to członek sfory z La Push. –Postanowiłam jej udzielić tylko tej nieistotnej informacji.
- Rozumiem. –  Renesmee jak obrażona obróciła się do mnie plecami i z tego co nasłuchiwałam, zasnęła.
Kiedy już na dobre zasnęła, Rosalie dość niespodziewanie zaczęła rozmowę.
- Nie uważasz Bello, że powinniśmy jej o wszystkim powiedzieć – zapytała.
- Doskonale wiesz, jak działa dar Bruca. – skarciłam ją wzrokiem.
- Nie rozumiem, dlaczego udałaś się na drugi koniec świata, po wampira, który potrafi wyczyścić niektóre wspomnienia. Wiem, że nie chciałaś żeby ten kund... Jacob – poprawiła.- pozostał w pamięci Ness. Ale to nie w porządku tak ją okłamywać. Tym bardziej teraz, jak znalazła ten list – Skinęła ręką na pakunek na moich kolanach.- Bello, to Ty ściągnęłaś na Charliego Bruca, choć nieumyślnie.- skończyła.
Zachciało mi się płakać, chociaż wampiry nie są w stanie ronić łez. Tak bardzo potrzebowałam teraz Edwarda blisko. Tylko on mnie rozumiał bo wiedział, że wszystko robię dla dobra córki.
- Wiesz przecież, że jego dar działa tak, że jeśli jej powiem... że jest pod jego wpływem, ona sobie wszystko nagle przypomni. Jeśli ją uświadomię, że miała częściowo czyszczoną pamięć ... uświadomię jej także o jej przyjacielu Jacobie. – powiedziałam ze smutkiem. Bardzo nie chciałam, żeby przypominała sobie Jake. Jak on mógł rościć sobie do niej jakiekolwiek prawo? I to tylko dlatego, że jest w nią „wpojony”? To chore ! Moja córeczka, ledwo się urodziła. Co on sobie myślał? Że ją mu oddam? Prędzej zginę.
- Wstawaj, królewno na ziarnku grochu. – Emmet odwrócił się do śpiącej Ness i krzyknął bardzo donośnie, a ta pośpiesznie otworzyła oczy. – Jesteśmy na miejscu.
 Chwilę potem znaleźliśmy się w zrujnowanym domu Charliego. Musiałam zobaczyć, czy mój stary pokój się trzyma. Wpadłam tam jak najszybciej i rzuciłam się na łóżko. Och... tyle wspomnień!