piątek, 29 marca 2013

Rozdział 12 "Na swoim"



Rozdział 12 Na swoim

- Chciałaś porozmawiać?- cichy głos taty, niczym podmuch wiatru dobiegł do moich uszu.
- Potrzebuję  tego. – uśmiechnęłam się od niechcenia.
Jego dłoń powędrowała moje ramię, zaraz potem usiadł obok i jak myślę czekał, aż zainicjuję rozmowę.
- Jak mnie znaleźliście ? – burknęłam.
- Mówisz to tak, jakbyś miała nam to za złe. – przypatrzył się mojej twarzy z niepokojem.
- Mylisz się, ale wciąż nie odpowiadasz na moje pytanie. – odpowiedziałam już z większym, lecz udawanym entuzjazmem.
- Cóż, członkowie watahy mięli akurat patrol w miejscu w którym się znajdowałaś. – wstał, pocałował mnie w czoło . Chyba chciał uciec od dalszych pytań.
- Poczekaj. – zatrzymałam go i przyłożyłam dłoń do jego policzka. Zobaczył trzech mężczyzn przemierzających las w moim kierunku, ale również blask w oczach Jacoba. Chyba się zezłościł. Posłał mi krótkie, trudne do rozszyfrowania spojrzenie i wyszedł z pokoju.

Edward


Nie wiem co to miało znaczyć. Musieliśmy wrócić do Forks i coś czułem, że ten kundel będzie chciał odnowić kontakty z moją córką. To wszystko jest chore. Najpierw matka, potem córka.
Dobrze, że się znalazła. Ciekawe czy psy tutaj przyjdą, żeby zobaczyć jak się czuje.   – Myśli Rosalie zaniepokoiły mnie. Mam nadzieję, że nie zechcą. Nie chcę, żeby moja  córka dowiadywała się o tym,co łączy Jacoba z naszą rodziną. ON na to nie zasługuje, powinien siedzieć w tym swoim pieprzonym La Push.
- Zrelaksuj się, widzisz przecież, że jest cała. – z natłoku myśli wyrwała mnie moja piękna żona, znająca mnie na tyle, aby spostrzec, że coś jest nie tak.
- Chciałbym, żebyśmy spotkali się z watahą. Musimy w końcu wyjaśnić  to, co od lat oczekuje wyjaśnienia. – spojrzałem na nią, a ona lekko przygryzła wargę.
- Wiesz, że zawsze chciałam tego uniknąć.

Renesmee

Leżąc tak w ciszy słyszałam dokładnie wiatr szalejący na zewnątrz. Po niebie, niczym majestatyczny ptak leciał samolot. Podróżujący nie byli świadomi,że przelatują wysoko nad domem rodziny wampirów, zamieszanej w jakieś konflikty. Już odchodzę od zmysłów. Cisza nakłania mnie od myślenia. Chyba wszyscy gdzieś wyszli nie powiadamiając mnie o tym. Może i tak było dobrze, miałam swe myśli dla siebie. Dla upewnienia, wycedziłam w myślach kilka wulgarnych słów, ale nie uzyskałam odzewu w postaci upomnienia od strony ojca. Musiało go nie być. Wolnym krokiem weszłam do kuchni, musiałam coś zjeść. Ludzkie jedzenie jest o wiele gorsze od krwi, ale czasami najdzie mnie ochota na coś z ludzkich specjałów. Dziś był taki dzień.

Bella

W La Push nic się nie zmieniło. Było tak samo, jak wtedy, kiedy bywałam tu prawie codziennie. Szliśmy ścieżką, mijając znajome nam otoczenie. Wataha pojawiła się tak szybko, jak szybko owiały ją moje myśli.
- Jesteście. – wycedził Seth, wyraźnie zmieszany. Po chwili uśmiechnął się serdecznie  i kazał podążać za sobą.
- Jest zmęczony.- lekko się uśmiechnął, po czym odszedł jak oparzony. Jego zachowanie było dość dziwne.
Powoli weszliśmy do pokoju Jacoba, który najwyraźniej od dłuższego czasu już nie spał, lecz wyglądał zahipnotyzowany przez okno. Ledwo zobaczył że weszliśmy, ale gdy to się stało lekko się uśmiechnął.
- Miło Was widzieć. – wstał z łóżka uśmiechnięty, ale widać było, ze wyczerpany.
- Musimy porozmawiać.
- Tego się spodziewałem.









sobota, 9 marca 2013

Rozdział 11 "Oczy"



Rozdział 11 Oczy

W zamyśleniu podążałam dalej, i dalej. Rodzina pewnie już się martwiła. Szłam sama, pogrążona w rozwikłaniach życiowych zagadek. Nie było ich już tak wiele, jak przed opowieścią mamy.  Kiedy mi opowiadała, czułam jak pewna część pamięci odblokowuje mi się i promieniuje na resztę moich myśli.
- Gdzie jestem, do cholery ? – krzyczałam, choć wiedziałam że są to słowa które mogę zwracać tylko do samej siebie, bo nikogo nie ma w pobliżu. Postanowiłam iść w innym kierunku. Szłam prosto wystarczająco długo, żeby zmienić monotonność tego zajęcia i dojść do wniosku, że ściana lasu kończy się dalej. Skręciłam w lewo i szłam ukosem, tak jakby cofając się w stronę  z której przyszłam. Za pewne szłam zygzakiem, bo w lesie nie miałam punktu odniesienia żeby iść po prostej.
- Czy ja zawsze muszę  się zgubić ? – pytałam, a odpowiedzią był mój głos odbijający się od ściany drzew. Kochałam taki widok, las jest piękny. Taki tajemniczy i złowieszczy. Wokół nic, tylko ja i las. To było dość przyjemne, ale i straszne uczucie. Byłam chociaż daleko od domu. Nikt nie będzie mi mówił co mam robić i jak się do tego podjąć. Reasumując chcę być teraz sama. Sama ze łudząco przypominającymi zwierzęta cieniami  czasami pojawiającymi się w głębi lasu...

Rosalie

- Powiedziałam jej.- Bella uśmiechnęła się, ale nawet ktoś kto jej nie znał, dostrzegł by że to była tylko próba szczerego uśmiechu.
- Będzie dobrze. – Uścisnęłam ją. Tylko tego potrzebowała. Zrozumienia, nie współczucia.
- Tak uważasz?
- No pewnie, teraz już nie ma niewyjaśnionych spraw... – uśmiechnęłam się.
- Powiedzmy....
Po chwili ciszy i jak myślę obustronnych głębokich przemyśleń jak z transu wyrwał nas radosny głos Emmeta. On zawsze znajdywał powód do radości.
- Wataha ją widziała! – na dźwięk tych słów ulżyło mi i zauważyłam że Bella podziela moją zmianę nastroju.
- Gdzie teraz jest?- rzuciłam po krótkiej chwili ciszy i wręcz natychmiast otrzymałam odpowiedź radosnego Emmeta :
- Poszła w sumie dość daleko, na szczęście Jaco... – przerwał i speszony obrzucił wzrokiem zdumioną Belle.
- Jacob co ?! – krzyknęła, jakby spotkanie z Jacobem miało zniszczyć jej życie.
- Po prostu miał tam patrol... – sama nie wiem czy na tą wiadomość  ulżyło mi, czy zaparło dech w piersiach. Wiem tylko, że to uczucie koiło pewnego rodzaju matczyną troskę. Tak, matczyną. Z Nessie związałam się trochę jak druga matka, więc myśl że jest bezpieczna była bardzo wyczekiwana.

Renesmee

Powoli zatracałam się z rzeczywistością. Sama nie wiem, czy zbliżające się wielkie postacie były prawdziwe, czy były one jedynie wytworem mojej figlarnej wyobraźni. Trzech mężczyzn o szerokich barkach i najwyraźniej bez koszulek zbliżało się do mnie. Stłumiłam zdumienie, gdy zaczęli cicho wołać moje imię, jakby z troską. Jestem tylko w połowie wampirem, byłam już zmęczona. Rzuciłam tylko wzrokiem na postacie. Po raz ostatni. Dwie pierwsze wydawały mi się zwyczajne, ale trzecia ... Z dalekiej odległości spostrzegłam jej oczy. Chłopak miał jego oczy, to był on.
- Jake... -  wydałam cichy dźwięk i straciłam przytomność.
♣                 ♣                    ♣

- Otworzyła oczy! – wrzasnął mi do ucha Emmet, jakby chcąc zawiadomić rodzinę, która i tak zwisała mi nad głową wyczekując reakcji.
- Brawo za spostrzeżenie ! – zaśmiał się Jasper i od razu jego wzrok powędrował na mnie. – Gdzie Cię wywiało ?!
- Sama nie wiem. – Przymknęłam oczy, a on jakby myśląc że mdleje, mocno mną potrząsnął.
- Jest zmęczona. – skarciła go mama, która kurczowo ściskała moją dłoń i z czułością wpatrywała się w moją twarz.
Bella posłała wszystkim porozumiewawcze spojrzenie i ci od razu ruszyli ku wyjściu. Przysunęła się do mnie,a wręcz położyła obok i cichym tonem zaczęła mówić.
- Słuchaj... -  Znam ten ton, zawsze kiedy pytałam o Jacoba, zawsze kiedy musiała mi coś tłumaczyć. Wiedziałam, że teraz jest podobnie i czeka mnie dość poważna rozmowa. – Chcę tylko Ci powiedzieć, że bardzo się martwiliśmy i nie powinnaś nigdy więcej tak robić! – moje przekonanie zmąciła swoimi słowami. Popatrzyła jeszcze tylko matczynymi oczami i wyszła w ślad reszty rodziny. Czułam, że tata penetruje mój umysł, więc zawołałam go. Nie trzeba było długo czekać.

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 10 "Nawrót wspomnień"



Rozdział 10 Nawrót wspomnień (Już perspektywa Nessie )

Wpatrywałam się w mamę z otwartymi ustami. Nie wierzyłam w to, co mi powiedziała
Nagle uderzył mnie nawrót wspomnień.
„ Jacob, jeśtem psecies taka mała. Cemu sie ze mna kolegujesz ? – zapytałam chłopaka i troszkę go zmieszałam.
- Nessie, jesteś moją najfajniejszą koleżanką. – uśmiechnął się.” – najstarsze wspomnienie. Dalsze układały się w pewnego rodzaju działy z lukami i niedociągnięciami.
„ Na ile lat wyglądam ? – Stałam przed lusterkiem i wpatrywałam się w odbicie.
- Na tyle, na ile tylko masz ochotę.”
„ – Mamo, byłam z dziś z Jakiem na klifie i on powiedział mi, że mnie kocha, mamo ja też go kocham! – krzyczałam wyglądając na może 4 lata.
- Córeczko... – mama się zmieszała”
„- Tylko trzymaj się mocno- rzucił chłopak zza krzaków i  zaraz wyskoczył w postaci wilka”
„ – Jake, Jake !
- Słucham słońce... – jego uśmiech świecił mocniej niż słońce.
- Oo... już zapomniałam, bawmy się dalej. Teraz ja chcę być berkiem! – krzyczałam uradowana.”
I To najstarsze....
„ – Jake, czemu nie było Cię rano?
- Usłyszałem coś strasznego i musiałem rozbiegać ból gromadzący się w moim sercu.
- Jake, ja muszę się wyprowadzić ! Pojedziesz ze mną ? Powiedz, że pojedziesz ?- błagałam.
- Chciałbym, nie mogę. – rzekł, a ja zaczęłam płakać.”
„ – Kochanie, zapnij pas. – upomniała mnie mama.
- Dobrze... – odpowiedziałam, ale mój wzrok utkwił w ciemności lasu. Pojawił się tam cień Wilka, ale zaraz potem zniknął. Zaczęłam lamentować i płatać, wtedy do mnie dotarło że tracę przyjaciela.”
Nagle spostrzegłam, że wiem wszystko o tym co działo się przed częściową Amnezją. Cały czas płakałam, bo Jacoba nie było blisko. Tęsknie za nim. Chcę znowu usłyszeć jego głos, który teraz w nawrocie wspomnień brzmi mi w uszach. Chcę znowu się do niego przytulić.
- Mamo, czy Bruce do nas jeszcze  zawita?- przygryzłam wargę. Naprawdę nie chciałam już kłopotów. Okropnie czułam się z myślą że miałam być formą zapłaty dla jakiegoś Johna, który jest 3 na świecie dhampirem. Ciekawe czy Nathuel coś o nim wie.  Wieści się rozchodzą. Pamiętam kiedy ostatni raz Nathuel odwiedził nas, to było jeszcze za czasów pierwszego mieszkania w Forks. Z moich wspomnień wynika, że Jake zawsze patrzył na niego mrożącym spojrzeniem i karcił nim go za każdy zły gest, albo nieodpowiednie słowo. Nie wiem czy zachowywał się tak kiedy mnie nie było. Przecież Jake powinien dobrze wiedzieć, ile Nathuel zrobił dla nas, uratował mnie. Uratował moją rodzinę i watahę. Wszyscy mogliśmy zginąć, ale on był solidnym argumentem, potwierdzającym fakt że nawet w przyszłości będę niegroźna i jakoś zapanuję nad pragnieniem. Póki co szło mi całkiem nieźle, jeszcze nie odczuwałam chęci, żeby rzucić się na człowieka... Może to dlatego, że nie chodziłam do szkoły? Nie wiem i chyba nie chcę.
- Oby nie. – westchnęła mama i przytuliła mnie do siebie. Zaraz potem przyłożyłam jej dłoń do policzka i pokazałam to za kim tęskniłam, kto mi się przypomniał. Jacob. Biegliśmy po łące, żeby zaraz rzucić się na ziemie i wygłupiać w trawie. Tak nie wiele dawało tak wiele radości. Pamiętam, że od najmłodszych lat Jake był ze mną, ale... Ile on teraz musi mieć lat !
- Mamo, ile lat ma Jacob? – spytałam lekko zaniepokojona.
- Kochanie, to nie ważne. Wilki się nie starzeją, podobnie jak my. Póki będzie się przemieniał nie zmieni się. Był  wtedy w Twoim wieku i na pewno tak teraz wygląda. – uśmiechnęła się i pogładziła mnie po włosach.
- Mamo, a co jeśli on się już nie zmienia? – zapytałam dość oschle. Chyba to zauważyła bo dziwnie się na mnie spojrzała i zaczęła swój monotonny monolog :
- Córciu, patrzysz na świat bardzo negatywnie. Jestem pewna, że wciąż się zmienia, w końcu został Alfa i nie zostawił by sfory. Po za tym, nie możesz nękać nim sobie głowy. Kiedyś był Ci bliski, ale mówię Ci o wszystkim tylko dlatego, żebyś nie była uzależniona od Bruca, przed którym musimy Cię teraz chronić. Johny często wita z tatą w Forks, ale my tylko czujemy obecność wampira. Czasami nawet ktoś z La Push ich wyczuwa. Pamiętasz La Push ? Pewnie tak. Ale daj sobie spokój , teraz kiedy wiesz już wszystko o Jacobie, po co w to wnikać. Możesz już zostawić sprawę w spokoju. – Uśmiechnęła się i zaczęła przekonywać. – słonko, po co rozgrzebywać zabliźnione rany?
- Mamo, moje się jeszcze nie zabliźniły. – burknęłam i wyszłam na zewnątrz. Biegłam przed siebie, aż w końcu ze znudzenia usiadłam na kamieniu i pogrążyłam się w zamyśleniu. Kochałam Jacoba ? Jak mogłam go zapomnieć ! Ile bólu musiało mu sprawić to, że jego najlepsza przyjaciółka dała sobie wymazać go z pamięci?! Oo nie. Muszę go odszukać. Musi gdzieś być. Znajdę go. Biegłam ile tchu i nagle uświadomiłam sobie że zupełnie nie wiem gdzie jestem. Znowu ?
- Pięknie. – burknęłam sama do siebie. Postanowiłam iść prosto, przed siebie nie zważając na to co spotkam na swojej drodze. W końcu kiedyś gdzieś dotrę. Miałam ze sobą komórkę, ale rzecz jasna w lesie nie ma zasięgu. Szłam więc przed siebie. Teraz nic nie jest ważne, mogę żyć chwilą, która mnie przytłacza.

środa, 13 lutego 2013

Rozdział 9 " Zamierzony efekt"



Opowieść Belli „Zamierzony efekt”


-Mama, tata... tak za Wami tęskniłam ! –krzyczałaś.
- Kochanie, nawet nie wiesz jak my za Tobą. – uśmiechnął się do Ciebie Edward i posadził sobie na kolanach.
-Nie było was taaaak długo. – skarżyłaś się.
Sięgnęłam ręką do torebki,ale za chwilę ją cofnęłam. Nie byłam pewna czy chcę to zrobić, czy chcę żeby Twoja część pamięci została usunięta. Wiedziałam, że nie mogę Ci powiedzieć że ciąży na Tobie jego dar. Nagle twój głosik rozwiał moje zwątpienia.
- Mamusiu, czy byliście u Jacoba ? Co u niego słychać ? Pamięta mnie jeszcze ? Czemu nie przyjechał ? – zaczęłaś zadawać pytania jedno po drugim bez oddechu i z zafascynowaniem w oczach. Wiedziałam że powinnam dać Ci pakunek
- Skarbie znalazłam to przed domem, sądzę że do Ciebie... – skłamałam podając Ci do ręki małe opakowanie.
- Och, to od Jacoba ? Jake mi to dał ? Ohh , jak myślisz mamo ? – znowu zaczęłaś upewniać mnie w przekonaniu że dobrze zrobiłam dając Ci to.
- Sama się przekonaj.
Uciekłaś z salonu i zamknęłaś się w pokoju. Chciałaś zachować sekret dla siebie.  Po  jakiś 30 minutach przyszłaś do nas i zapytałaś jakby nigdy nic:
- Mamuś, kiedy idziemy na polowanie?
- Możemy iść nawet teraz kochanie! – krzyknęłam uradowana. Tak to moja córka zapomniała o Blacku i ciągle o nim nie mówiła.
Biegłyśmy przez las trzymając się za ręce i szukając zwierzyny. Nagle zatrzymałam się  i zapytałam:
- Córciu, wszystko dobrze ? Nic Cię nie gryzie ? – zawsze na takie pytania odpowiadałaś brakiem Jacoba.
- Mamo, wszystko jest dobrze, coś  nie tak ? – przygryzłaś wargę i na brak mojej odpowiedzi zatupałaś – Powiedz mi, powiedz !
- Nic kochanie, tylko się pytam. – Uśmiechnęłam się, a Ty jakby od niechcenia pobiegłaś w głąb lasu.
To wszystko działo się tak szybko. Już nie opowiadałaś cały czas o swoich przygodach z Jacobem i o tym jak cały czas za nim tęsknisz i upewniałaś nas że on na pewno za Tobą też. Ness nawet nie wiesz jak bardzo tęsknił.
- Edward, nie sądzisz że dobrze zrobiliśmy? – zapytałam męża pewnego pochmurnego poranka. Nie odpowiedział, ale ukradkiem uśmiechnął się.
- Wydaje mi się, że nie męczy się jak wcześniej. – ciągnęłam.
- Oh, tak. Zdecydowanie – znów uśmiechnął się Edward.
Miesiące mijały ... lata mijały... Ty nie wykazywałaś żadnych objawów kojarzenia Jacoba. Pewnego dnia zadzwonił telefon :
- Pamiętasz mnie,Bello ? –zapytał głos w słuchawce.
- Kto mówi?
- Bruce. Jesteś dłużna mi przysługę. – burknął tajemniczo.
- Witaj Bruce, wymyśliłeś jakiś sposób zapłaty? – niepokoiłam się.
- Mój syn Johny jest młodszy od Twojej córki, ale geny wampirze i człowiecze zmieszały się u niego w inny sposób, dlatego po zaledwie 5 latach osiągnął od dojrzałość.
- Bardzo się cieszę. – niepokój narastał.
- John jest zachwycony zdjęciami Twojej córki, która jest zaledwie za rok osiągnie dojrzałość.Albo odpłacisz się mi obiecując córkę Johnowi, albo będę nękać waszą rodzinę. – powiedział ze spokojem, którego ja już nie miałam. Zaczęłam mącić słowa, ale udało mi się wypowiedzieć :
- Chyba śnisz Bruce. Co Ty sobie wyobrażasz? – rozłączyłam się i przyłożyłam słuchawkę do piersi. Strasznie się bałam. Opowiedziałam o tym Edwardowi, wpadł w szał.
Bruce dotrzymał słowa. Skądś dowiedział się o Charliem i zaczął go nękać. Bawił się nim. Bawił się nami. Musieliśmy wracać, rozprawić się z nim w końcu. Dlatego znowu tu zamieszkaliśmy i wolę jednak żebyś wiedziała kochanie, o tym co zaszło. Zaraz sobie przypomnisz.”

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 8 Opowieść Belli "Johny"



Rozdział 8 Opowieść Belli część dalsza. „Johny”

- a Wy co tutaj robicie? – rzucił z gniewem w oczach.
- Przyjechaliśmy z polecenia mojego ojca, ponoć jest tutaj ktoś kto może nam pomóc... – Edward ze spokojem w głosie najwyraźniej opanował gniew.
- Zaraz.. Caroline ? – zdziwiło mnie to że napastnik zna mojego teścia. Edwarda też, bo nie udało mu się tego wyczytać w jego myślach.
- Skąd znasz mojego ojca?  - Edward dał mi znak, żebym lekko rozszerzyła uścisk. Zrobiłam to chyba za bardzo, bo Bruce zaraz uwolnił się całkowicie. Byłam przygotowana na walkę, ale on spokojnie zaczął tłumaczyć.
- Przyjechaliście do mnie. – Bruca jakby olśniło. – Chodźcie.
Poszliśmy za nim oszołomieni dziwnym tokiem zdarzeń. Stanęliśmy przed domem, pod którym stał już nasz samochód. Więc adres był dobry. Bruce otworzył furtkę i ruszyliśmy za nim po dróżce biegnącej przez ogródek, żeby po niedługiej chwili znaleźć się w domu wampira.
- Oo, Wy zapewne od Caroline ? – na fotelu siedziała ładna, młoda dziewczyna. Kiedy wczułam się w zapach w pokoju, poczułam że jest człowiekiem.
- Tak, byliśmy tutaj wcześniej i dzwoniliśmy do drzwi. – burknął zadziwiony Edward, który pewnie  też już wyczuł krew od nieznajomej.
- Nie wiedziałam kto dzwonił, odwiedzają nas także nieproszeni goście... – posmutniała. – Na imię mi Carry i jestem narzeczoną Bruca. – uśmiechnęła się od niechcenia.
- Edward i Bella – przedstawił nas Edward
- Tak, wiem. – dziewczyna wstała i wtedy zobaczyłam coś co mnie oszołomiło.Mianowicie była w ciąży.
Wtem szybko do salonu wparował Bruce i ręką zachęcił do spoczynku na kanapie. Posłusznie rozsiedliśmy się i zaczęliśmy rozmowę.
- Słyszeliśmy, że możesz nam jakoś pomóc. Nie wiem jaką mocą władasz... – zaczęłam.
- Twój teść przedstawił mi wasz problem. Niejaka Renesmee wciąż lamentuje nad starym domem...
- Tu nie chodzi tylko o dom. Chodzi o wilkołaka Jacoba. – skrzywiłam się.
- Ach tak, on jest w nią wpo... Zresztą nieważne.Chcecie żeby zapomniała o przyjacielu, czy o mieszkaniu w Forks ?
- Charlie łączy się z Forks więc wolałabym, żeby nie pamiętała tylko Jacoba, zależy mi również żeby nie pamiętała naszego wyjazdu w te strony. To uniknie zbędnych pytań...
Bruce jak oparzony wyszedł z pokoju po czym równie gwałtownie do niego wpadł i  powiedział, że  ma na to radę.
- Dajcie to córce, niech to zobaczy. Nauczyłem się  tego już dawno i nie muszę patrzeć w oczy osobie której chcę usunąć jakieś wspomnienie. – wręczył nam mały pakunek.
- Jak możemy się odwdzięczyć ? – zapytał Edward.
- Na to jeszcze przyjdzie pora.... – uśmiechnął się w bardzo dziwny i niejednoznaczny sposób.
- Czy już nigdy nie odzyska tej części pamięci ? –rzucił Edward
- Pod żadnym pozorem nie możecie jej powiedzieć, że ciąży na niej mój dar. – wydusił.
- Dlaczego ?
- Wtedy wszystko sobie przypomni, wszystko to czego miała nie pamiętać.
Już mieliśmy się zbierać, ale nękała mnie jedna sprawa i rzuciłam :
- Czy Carrie jest z Tobą w ciąży ?- zapytałam Bruca.
- Tak, wiem też że Renesmee jest w pół człowiekiem. John również taki będzie. Z resztą Carrie na długo nie pozostanie człowiekiem, kiedy urodzi dziecko zmienie ją.
Wróciliśmy do domu, a ja dzierżąc w dłoni pakunek niesiony dla Ciebie cały czas zastanawiałam się co tam jest.Ale jeśli bym spojrzała – nic by się nie stało, przecież mam tarczę. Lecz z drugiej strony wtedy cała moc może już drugi raz nie zadziałać.Musiałam się powstrzymać za wszelką cene.
- Jak myślisz, to zadziała? – zapytał Edward i tym samym przerwał ciszę panującą od paru godzin.
- To jedyna nadzieja. – zesmutniałam.To musiało się udać.
Nagle do Edwarda zadzwonił telefon.
- Tak? ......... To nie dobrze......... my mamy co potrzeba...........tak.......... – potem Edward się rozłączył.
- Coś się stało? – zapytałam
- Dzwoniła Esme, Nessie lamentuje gorzej niż wcześniej. Mówi zarówno o Jacobie jak i o tym że ją opuściliśmy. Wytłumaczyli jej że wyjechaliśmy w ważnej sprawie, ale z resztą i tak o tym zapomni.
- Edward ! – skarciłam go. – Ona cierpi, ale Ciebie to nie obchodzi, bo i tak zapomni?! – wrzasnęłam, chodź wiedziałam, że mówił on prawdę. Kiedy przyjedziemy i damy Ci paczuszkę od Bruca, pomyślisz że nic się nie stało.
Chwyciłam telefon i wykręciłam numer domowy.
- Halo ? – Odebrał Jasper
- Cześć, mogę rozmawiać z Renn ? – zapytałam.
- Jasne... – słyszałam jak woła Cię,a po chwili uraczył mnie Twój ciepły głosik.
- Cześć mamusiu – mówiłaś zapłakana. – Czemu mnie zostawiliście ?
- Ależ kochanie, skarbie nie mów tak! To wszystko dla Ciebie. – zebrało mi się na płacz, gdybym mogła to bym się popłakała...
- Mamusiu, kocham Was. Czekam na Was.
- Czekaj mała, niedługo będziemy... Kochamy Cię. – rozłączyłam się.
Przywarłam telefon do piersi i załkałam. Gdybym mogła płakać, wylałabym morze łez.
- Kochanie, spokojnie. Kocham Nessie równie mocno, ale musimy mieć dobre myśli, w końcu jedziemy jej pomóc. – Edward uśmiechnął się do mnie a po chwili jego wzrok znów utknął w drodze, która jakby nie miała końca.
Mijaliśmy dużo pól i łąk, w nocy jednak nie było widać tych pięknych krajobrazów. Następnego dnia Edward stwierdził, że za kilka godzin będziemy na miejscu. Te ostatnie chwile dłużyły się najbardziej.